Przerażone deszczowymi zimami, a w zasadzie zbliżającym się deszczowym dniem, postanowiłyśmy wybrać się w daleką podróż do BariBlu, jednego z "miejscowych" centrów handlowych, żeby kupić k a l o s z e. Tak, właśnie w tym roku, zrezygnowałam z kupienia uroczych kozaczków, czy botków, na rzecz wielkich czarnych kaloszy. Nie chciałam ich kupować, na naszej słynnej Via Sparano, więc jedynym rozsądnym rozwiązaniem było po prostu, znalezienie shopping center. Moje kaloszki, kosztowały 40 euro i nie są wyprodukowane przez żadną słynną markę, ale co najważniejsze, są włoskiej produkcji. Uważamy, że jak na tutejsze ceny butów, 40e jest ok.
Zaczęłam od pochwalenia się nowym nabytkiem, a powinnam opowiedzieć o tej wielkiej podróży. Mianowicie wszystkie centra handlowe ulokowane są na obrzeżach miasta, jak nie poza ich granicami. Do BariBlu dojeżdża specjalny autobus, który kursuje chyba 4 razy w ciągu dnia, a w sobotę ostatni ruszał po 15 a wracał do Bari o 16 więc wybrałyśmy się autobusem, który miał nas wysadzić w pewnym miejscu, z którego trzeba było kawałek dojść. Nie przerażało nas to, więc bez zastanowienia wsiadłyśmy do naszego pullmana nr 12/. Kierowca wysadził nas na...rondzie, co było bardzo zabawnie. Zaczęło się dość (nie)ciekawie.
Droga wyglądała mniej więcej tak
I oto nasze Bari Blu, do którego, żeby dojść, trzeba było jeszcze przejść przez most, na którym jakiś łaskawy kierowca zatrzymał się i nas podwiózł do celu.
Zakupy skończyłyśmy po godz. 19, kiedy było już całkowicie ciemno, żaden autobus nie kursował i padał deszcz a każda z nas(a była nas trójka)miała po trzy reklamówki zakupów (w tym z jedno wielkie pudło z kaloszami). Nic nam nie pozostało, jak łapać stopa na wyjeździe z centrum handlowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz