Etykiety

środa, 23 października 2013

La festa

Przed wczoraj w naszym mieszkaniu, miało miejsce pewne, bardzo ważne wydarzenie. La nostra amica, Ola obchodziła swoje 23 urodziny. Czemu o tym piszę? Jestem pod wrażeniem naszej organizacji i trudu włożonego w przygotowanie imprezy niespodzianki osobie, którą znamy tylko miesiąc. Napomknę tylko, że z  jubilatką w tym dniu obchodziłyśmy nasz miesiąc na Erasmusie!  Nie wiem co Włochy mają w sobie takiego, ale jest to coś, co sprawia, że wszystko idzie jak po maśle. Minął miesiąc, a ja na nic nie mogę narzekać, wszystko jest tak, jak być powinno. Nawet ta niespodzianka wyszła idealnie. Dosłownie, i d e a l n i e . Mistrzostwo organizacji zawdzięczamy najlepszemu dniu w całym roku, 23.08. Druga Ola :) współorganizatorka hucznej imprezy, urodziła się w tym samym dniu co ja i uważamy, że właśnie dzięki temu, wszystko nam tu idealnie się układa.




Naprawdę lubię mojego Erasmusa. Wszystko może być najlepsze pod słońcem, ale jeżeli nie ma w pobliżu zgranej grupy wyjątkowych ludzi, nic z tego dobrego nie będzie.

Jeszcze raz życzymy TOlli wszystkiego najlepszego. Włoskich smaków na co dzień. Słonecznej pogody każdego dnia. Żeby nie zalały Cie zimowe ulewy deszczu. Regularnych spotkań z Ewą (i zaprzyjaźnienia się nią i jej filozofią). Nowych czerwonych nabytków garderoby i nie tylko. Ciekawych wycieczek z ESN. Mniej nauki i ogólnie powodzenia na erasmusie, żebyś z nami wytrzymała te 5 (9?) miesięcy i miała z nas najlepszy pożytek! Baw się dobrze i odpoczywaj ;) 

poniedziałek, 21 października 2013

Fantastyczne niedziele

Filar ekonomiczny, to nie tylko nieustane liczenie pieniędzy, ale także przyjrzenie się korzyściom, nie koniecznie materialnym. Z każdym nowym tygodniem, doświadczam czegoś nowego. Niedziela stała się własnie takim dniem, który wzbogaca mnie o nowe przeżycia.

Przyjeżdżając do Włoch, miałam jedną, nietypową dla Erasmusa misję, chciałam pójść na włoską operę. W ogóle chciałam pójść na operę, bo jak dotąd nie udało mi się jeszcze tego dokonać. Nie długo musiałam czekać, żeby moje marzenie się spełniło. Dwa tygodnie po przyjeździe, znalazłam się w Teatro Petruzzelli. Było pięknie. Fotografia oddaje cały urok tego miejsca. Wizyta w takim teatrze, w towarzystwie najlepszych erasmusek, gwarantuje wspomnienia na długie długie lata. 







Kolejna niedziela zaprosiła mnie na mecz piłki nożnej. Doświadczenie nieco inne, niż podczas poprzedniego weekendu, ale też jedne z nie najgorszych. Mimo, że stadion Stomilu jest prawie pod nosem, nigdy mnie nie zachęcał do pojawieniu się na jakimkolwiek meczu. Zupełnie nieplanowanie, niedzielne popołudnie spędziłam tutaj i powiem, że nawet bardzo dobrze się bawiłam. Była to niezła lekcja...nie najlepszych włoskich słówek ;) Niestety, miałam wielkiego pecha w tamtym dniu. Przytrzasnęłam swój jedyny telefon, rozwalił mi się kompletnie mój but, wylałam kawę na siebie więc i mecz oglądany przeze mnie, nie przyniósł szczęście dla drużyny Bari. Dla bardziej zorientowanych powiem, że był to mecz 2 ligi. 

A wczoraj, pierwszy raz wybrałyśmy się na wycieczkę organizowaną przez ESN. Zwiedzanie wprawdzie nie było najlepszym elementem naszego tripu ale pozytywnym motywem wczorajszego dnia było to, że całkowicie spędziłam go w towarzystwie młodych zagranicznych ludzi, z którymi łączy mnie teraz Erasmus. Wszyscy znajdują się tu w tym samym celu, dla każdego wszystko to co nas otacza jest nowością i czasami małym wyzwaniem. Nasi najlepsi przyjaciele znajdują się setki i tysiące kilometrów od nas. Przyjechali, żeby wrócić wzbogaceni o jedno, znaczące doświadczenie, spróbowanie życia w innym świecie.

Dziś mija miesiąc odkąd wyjechałam z Polski. Zostały już tylko 4.





poniedziałek, 14 października 2013

Aferzystka



Teraz będzie post, trochę z innej beczki. 

Dobrze jest czasem zostać w domu, bo można zrobić niezłą aferę. A jeżeli jest się już za granicą, wtedy to w ogóle można zaszaleć i zrobić międzynarodowe poruszenie.

To prawda, aferzystka ze mnie jest na pewno, ale trzeba wiedzieć o tym, że walczę tylko w obronie prawa. Oczywiście największa agresja włącza się we mnie wtedy, kiedy niesprawiedliwość dotyka mnie bezpośrednio. Raczej zawsze próbuję korzystać z moich praw i przywilejów. Nie dopuszczam w ogóle takiej myśli, żeby się o nie nie domagać. Jeżeli rozwiązanie danego problemu pomoże również innym, uważam, że tym bardziej warto począć odpowiednie kroki, żeby zadziałać i coś zmienić.

Nie wstydzę się mojej natury. Wiem, że ludzie nie lubią wychodzić przed szeregi i wolą siedzieć cicho, zrezygnować, stracić coś lub się przemęczyć. Niestety, ja nie zawszę tak potrafię, chociaż i zdarzają się takie sytuację, kiedy sobie daruję. Uciekam stamtąd, gdzie nie zgadzam się z panującymi nieformalnymi i formalnymi zasadami lub w mniejszych przypadkach, przymykam oko i robię swoje. Tak własnie miało stać się i tym razem.

Nie chciałam zrobić żadnej afery. Chociaż wprawdzie mówiąc, to faktycznie chciałam zrobić i to naprawdę niezłą! Tak właśnie sobie to przypominam...Ale miałam to zrobić w trochę inny sposób. Ostatecznie postanowiłam tylko zadać pytanie szerszemu gronu, które przeczytały odpowiednie osoby i się tym dobrze zajęły.

Cała rzecz rozchodzi się o ESNcard.
International Exchange Erasmus Student Network jest, jak sama nazwa wskazuje, międzynarodową organizacją studencką.t. Głównym założeniem jej, jest pomaganie zagranicznym studentom.  Motto organizacji to "Students helping students". Na tej stronie, możecie przeczytać jakie są główne cele działalności ESN.
http://www.esn.pl/pl/content/o-esn
Założenia podobają mi się bardzo. Jest wiele profitów przekonywujących do tego, żeby w tu działać. Próbowałam nawet swoich sił, ale ostatecznie, nie pochłonęło mnie to aż tak bardzo, żeby przełożyć to nad inne moje zachcianki. Niemniej jednak, znam zasady i obyczaje jakie tu panują i  ogólnie polecam to wszystkim studentom. Organizacja daje możliwości rozwoju, osiągania celów, nauki języka a nawet może w niektórych przypadkach spełniania marzeń. Pewnie gdyby nie harcerstwo, wybrałabym tę drogę.

Wracając do sprawy, powiem czym jest ESNcard. Jest to ogólnoeuropejski program, który daje możliwość korzystania z wielu zniżek w lokalach czy sklepach. Ogólnie, tam gdzie widnieje naklejka ESN, posiadacz karty może korzystać ze specjalnej oferty. Tak jak napisałam, jest to program międzynarodowy, a więc wszędzie ta karta działa tak samo. Tak przynajmniej być powinno. I tutaj właśnie jest pies pogrzebany, który mnie bardzo zirytował.

Tutejsza sekcja, ESN Bari zmieniła trochę założenia działania tej karty. Zarząd narzucił obowiązek zakupienia przez wszystkich Erasmusów karty w tej sekcji, mimo iż jest to ta sama karta, lecz kupiona jakby "w innym punkcie sprzedaży". Na ich kawałku plastiku, nie ma nic napisanego, co by świadczyło, że jest to karta weryfikująca członkostwo tej sekcji. Otóż, jeżeli chcę brać udział w miejscowych wydarzeniach, jeździć na wycieczki i nie płacić za nie więcej niż pozostali, bądź wziąć udział w popularnym programie językowym Tandem, muszę być członkiem ESN Bari, co według nich, zobowiązuje mnie do wydania 15 euro na coś, co faktycznie już mam.
Nietrudno się domyślić, że chodzi im tylko o zarobienie kasy. Guzik prawda. Wcale nie muszę nabywać nowej karty. Jestem Erasmusem, członkiem europejskiej organizacji, która wszędzie powinna działać tak samo. Nie muszę być członkiem konkretnej sekcji, żeby móc korzystać z przywilejów. Strasznie mi się to nie podobało i na pewno nie zamierzałam tak tego zostawić.

Co ja właściwie zrobiłam?
W zasadzie to nic wielkiego. Na początku chodziły mi po głowie różne dziwne pomysły. Chciałam po prostu zrobić p o r z ą d e k! I tak z resztą mówiłam, że zrobię porządek i pokaże im, że nie będą nas tutaj więcej oszukiwać. Ogólnie miałam dobre intencje, bo jeżeli jest to sekcja organizacji międzynarodowej, to powinna działać zgodnie z jej zasadami.
Przed podjęciem jakiś radykalnych środków, chciałam się upewnić, czy w ogóle mam rację. Może faktycznie każdy kraj może rządzić się własnymi prawami (co w ogóle usłyszałam od prezesa tutejszego ESN!). Napisałam zatem na grupie Stowarzyszenie ESN Polska. Opisałam cały zarys sytuacji, postawiłam swoje pytania i poprosiłam o owocną wymianę komentarzy. No i wszystko już się dalej potoczyło samo. Rozwinęła się bardzo dobra dyskusja. Na początku pojawiły się komentarze mówiące o tym, jak jest w innych sekcjach, czy podobnie czy nie. Jeden z aktywniejszych uczestników dyskusji popierał zachowanie zarządu sekcji Bari i zaproponował mi dwa rozwiązania, napisać do koordynatora ogólnopolskiego projektu, lub do osoby odpowiedzialnej za działalność ESNcard we Włoszech. W tym momencie postanowiłam jednak odpuścić. Nie zależało mi tak bardzo na tej karcie, może nawet gdybym, była mocno przymuszona to i bym ją kupiła. Oczywiście tak łatwo się nie poddaję, więc napisałam do prezesa ESN Bari taką wiadomość :
Hello
I'm an Erasmus student and I already have a ESN Card, which I obtained in Poland. Angelo said me that my card is not valid here which is not a true. I am a member of the ESN in Olsztyn and I know how it works. The ESN Card is valid all over Europe. I hope that you resolve my problem.
Greetings Kinga
Nie wykazałam żadnej agresji w stosunku do zarządu. Powstrzymałam się od złośliwych zwrotów i przemądrzania się, co świadczy o tym, że nie jestem wcale taką wielką aferzystką. Jestem raczej idealistką.
Wiadomości zwrotnej długo nie otrzymywałam. W tym czasie rodziła się dyskusja na grupie facebookowej. Odpowiednie osoby, czyli osoby z wysokimi i odpowiedzialnymi stanowiskami ogólnopolskimi włączyły się do komentarzowej dyskusji, w między czasie dostrzegając, że problem nie dotyczy tylko mnie, lecz ogólnej działalności organizacji. Lubię jak problemy,  które dostrzegam, mają szansę na rozwiązanie. Obecnie mój post liczy 41 komentarzy (w ciekawszym momencie, czyli takim, kiedy zauważyłam, że ktoś mówi do rzeczy dołączyłam do dyskusji ponownie), a jedne z najciekawszych brzmią mniej więcej tak :
"Dobra dyskusja, na NBM rozmawiałem o tym z Jonathanem. Włosi mają prezentację o ESNcard podcas CNR w najbliższy weekend, także na pewno poruszę temat. Może uda się wcześniej na CNR ML, zobaczymy jak wyrobię się z czasem."
"Jestem koordynatorem ogólnopolskim projektu ESNcard. Powiem kilka rzeczy od siebie, bo to nie pierwszy raz kiedy taka sytuacja ma miejsce, również w Hiszpanii się to zdarza. Tak jak napisał Piotr na samej górze, ja czy NR możemy jedynie pokiwać palcem, ale jest osoba, której decyzje musi już respektować każdy, gdyż ten projekt nadzoruje - jest to członek IB Jonathan Jelves, czyli Zarządu ESN International i gwarantuje Ci, że o sprawie się dowie.(...) "
"Na CNR i National Boards ML poszedł już mail ode mnie:
Dear CNR, Dear National Boards,
I would like to start a thread (since I haven't seen one) with a discussion about recognising ESNcard abroad. I was talking to quite a few ESNers from Poland that went abroad on Erasmus and had/have problems with recognition of card issued in Poland. I find a little bit of inconsistence here, official webpage esncard.org in FAQ page says:
- I bought my card during my exchange, is it valid in my home country?The ESNcard is valid for 12 months from the purchase date. As long as your card hasn't expired, you can use it for all ESNcard discounts in Europe.
and further:
- Can I take part in ESN events of other sections?Usually yes, but you need to check with the section.
In my opinion since we sell a paneuropean membership card it should be recognisable worldwide, wherever it has been bought. The basic thing is that holders of any ESNcard should be liable to get all the discounts listed on esncard.org. The second thing is ESN events discount and I guess this topic is a little bit problematic. Do you have any idea how to solve this problem? In my opinion in both cases ESNcard should be treated equally, doesn't matter on the section of issue. An example of having a foreign ESNcard being abroad happens mainly to us - ESNers, and it would be nice not to force us to buy another ESNcard during our exchange.
Cheers," 
 Bardzo miło mi się zrobiło, kiedy zobaczyłam, że w komentarzach znajdują się adresowane do mnie odpowiedzi na postawione w poście moje pytania, oraz na te stawiane w dalszej rozmowie.
A więc aferzystka czy idealistka?

Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego postu, zrozumiecie dlaczego postępuję w taki, a nie inny sposób i reaguję na to co widzę.

Na zakończenie pokaże jeszcze wiadomość od szefa sekcji.

Dear Kinga
I heard about this problem yesterday and now i want to explain the situation. Each section of ESN are indipendent association, and with ESN card you can get all the discount all over Europe. ESN Bari is an Associazione di Promozione Sociale, it means that we organize event and activities only for ESN Bari members, and you are not a member officially. Maybe in your section is different, but this is the italian low. I'm sorry for this misunderstanding! Tonight we have a meeting and we'll discuting about this. Greetings Francesco
 https://galaxy.esn.org/section/IT/IT-BARI-ESN
http://esncard.org/page/faq

sobota, 12 października 2013

Wolna sobota

Jak na Erasmusa nie przystało, całą sobotę przesiedziałyśmy w domu i nie pokusiłyśmy się nawet odrobinę, żeby wyjść wieczorem na miasto. Właśnie takiego dnia brakowało w moim szybkim życiu. Myślę, że będąc w Olsztynie, niełatwo przyszłoby mi przeżyć taki dzień w cierpliwości i spokoju, bez napięcia spowodowanego myślami, że tracę czas i nie robię czegoś co jest konieczne do zrobienia.

Ani przez jedną minutę dzisiejszego dnia nie przeszła taka myśl, że muszę coś zrobić. A więc można stwierdzić, że erasmus nie służy tylko po to, żeby przeżyć najlepsze imprezy w swoim życiu, poznać milion nowych ludzi i zmierzyć się z trudnościami językowymi. Jak najbardziej jest to czas odpoczynku, regeneracji sił. Jest lekarstwem dla mojego umysłu. Z każdym dniem jestem coraz bliższa temu, za czym tęskniłam. Podczas wieczornej kontemplacji, nie mogę się nadziwić sobie, że wreszcie udało mi się osiągnąć cel, nad którym pracowałam cały rok. Zawsze jest coś do zrobienia, nawet jeżeli nie ma. Z łatwością człowiek znajduje sobie robotę, większą czy mniejszą, pilną lub mniej pilną, obowiązkową lub zbyteczną. Bo przecież jak można przeżyć spokojnie jeden dzień bez myślenia o tym, co muszę zrobić. Nie wiem jak to się stało, ale jestem z siebie bardzo zadowolona. Kiedy miałam ochotę na pysznego loda, ubrałam się po niego poszłam. Kiedy zachciałam przejść się nad morzę, zrobiłam spacer właśnie tam. Posprzątałam nie dlatego bo musiałam, po prostu naszła mnie ochota na sprzątniecie. Z taką samą ochotą zrobiłam ciasto i spotkałam się z Ewą ;-) Niesamowite jest to, z jaką przyjemnością wykonuje się wszystkie te czynności, których nie musimy wcale robić. Niezwykłe to jest, jaki potem człowiek jest szczęśliwy i zadowolony.

Tak mi minął prawdziwie beztroski, dobry dzień. Dodam, że wczoraj też był przyjemny bo korzystałam z ostatniego słońca i plażowałam około dwóch godzin. Na plażę i spowrotem szłam bez pośpiechu. Zdążyłam też wybrać się na pierwszy spokojny spacer z moim aparatem. Wczoraj byłam bardzo bliska temu, co udało mi się osiągnąć dziś. Sukces!

                                       
   

wtorek, 8 października 2013

Uniwersytet - ubaw po pachy.

Niektórzy się dziwią, czemu nie piszę nic o studiach. Nie ma w tym zbyt nic dziwnego, kiedy przedmioty się w ogóle odbywają, albo są zmienione sale lub po prostu jeszcze się nie zaczęły.
Wydział ekonomiczny zaczął zajęcia 16 września. Dziś zaczął się na pewno jeden przedmiot, chociaż mamy już 8 października. Jak widać, włosi mają na wszystko czas. Ja przyjechałam 21 i pierwszy tydzień spędziłam na załatwianiu wszystkiego. Włóczyłam się z biura to biura. Wędrowałam 50 min na mój wydział, żeby przebyć taką samą drogę powrotną, niczego tam nie załatwiając. Nie miałam zamiaru opisywać każdej pojedynczej wędrówki, ale dziś, kiedy wreszcie byłam na moich pierwszych zajęciach, chcę co nieco opowiedzieć jak to wszystko wyglądało.



Pierwszy tygodzień studenta Erasmusa wyglądają mniej więcej następująco. Po przyjeździe udałyśmy się do biura erasmusów, gdzie zostawiłyśmy kolejny zestaw dokumentów i odebrałyśmy Learning Agriment, który jest najważniejszym dokumentem. Co niektórzy, na przykład ja, musieli iść po swoje LA do koordynatorów wydziałowych. Właśnie w takim celu udałam się w zeszły wtorek na facolta di economia. Bez problemu znalazłam profesora, który miał mój dokument. Powiedziałam co potrzebuję po włosku a także po angielsku ale niestety stwierdził, że on tego nie ma i powinnam się udać do drugiej koordynatorki. Przy okazji zapytałam o lekcje, ponieważ w planie zajęć, który był w internecie, nie znalazłam swoich przedmiotów. Niestety, i na ten temat nic nie wiedział. Ostatecznie w tamtym dniu odwiedziłam cztery różne biura i nikt nic nie wiedział. Jedynym wielkim plusem był plan zajęć wszystkich przedmiotów wraz z aulami. Dostałam rozpiskę, wszystkich przedmiotów jakie obywają się na tym wydziale, co mi ułatwiło dokonanie zmian i wybranie odpowiednich przedmiotów. Kilka dni później okazało się, że jednak na zbyt wiele ten plan się nie przydał. Ok, zamianę sali rozumiem, ale to, że wpisany jest przedmiot, który się w ogóle nie odbywa a na dodatek, łażenie od pokoju do pokoju (kolejny dzień stracony) i szukanie odpowiedzi kto jest nauczycielem przedmiotu widmo, doprowadza mnie do białej gorączki. Żeby odpowiedzieć na pytanie "dlaczego nie było dziś tego przedmiotu i kto jest prowadzącym" musiałam spotkać 5 różnych profesorów, w tym 3 zajmujących się sprawami erasmusów. W pewnym momencie stało się to po prostu zabawne. Nieporadni włoscy pedagodzy :) Wycisnęłam ostatnie poty na to, żeby zdobyć dokładne informacje, dzięki czemu, dziś byłam już na dwóch przedmiotach, co mnie nawet cieszy. Przy okazji pomogłam dwóm nieporadnym erasmusom, a jeden z nich, Litwin stwierdził, że się poddaje i na wszystkie przedmioty
będzie chodził ze mną.
Także mamo, możesz być dumna z córci. Mój rok ZiIP, też może być ze mnie dumny. Przypomnijcie sobie, jak funkcjonowałam na naszym wydziale, zdana na Waszą łaskę. A tu,uporałam się z jednym z najgorszych zadań.

Historia z moim Learning Agriment też jest zabawna, bo po trzech dniach szukania, okazało się, że jednak dokument był w posiadaniu u profesora, u którego byłam pierwszego dnia. Śmiesznym zdarzeniem jest to, że po trafieniu do sekretariatu katedry, w której pracował "nauczyciel widmo" powiedziano mi z wielkim uśmiechem na twarzy : Profesor Petruzzelli jest w auli 11 i własnie prowadzi przedmiot. Uwaga! Wcale go tam nie było i jak się okazało (wysłałam do niego emaila z zapytaniem o przedmiot) i Petruzzelli już w tym roku nie prowadzi tego przedmiotu i prawdopodobnie w tym semestrze Consumer Behaviour się nie odbędzie.

Można się ubawić po pachy. Taka jest właśnie Italia, nikt nic nie wie i  piano piano.

poniedziałek, 7 października 2013

Wycieczka do centrum handlowego

I na centrum handlowe przyszedł wreszcie czas. Zakupy w takim miejscu, wcale nie są takie proste i decyzja o shoppingu musi być zdecydowanie przemyślana. Inaczej, spotka Was przygoda, taka sama jak nas. 

Przerażone deszczowymi zimami, a w zasadzie zbliżającym się deszczowym dniem, postanowiłyśmy wybrać się w daleką podróż do BariBlu, jednego z "miejscowych" centrów handlowych, żeby kupić k a l o s z e. Tak, właśnie w tym roku, zrezygnowałam z kupienia uroczych kozaczków, czy botków, na rzecz wielkich czarnych kaloszy. Nie chciałam ich kupować, na naszej słynnej Via Sparano, więc jedynym rozsądnym rozwiązaniem było po prostu, znalezienie shopping center. Moje kaloszki, kosztowały 40 euro i nie są wyprodukowane przez żadną słynną markę, ale co najważniejsze, są włoskiej produkcji.  Uważamy, że jak na tutejsze ceny butów, 40e jest ok. 
Zaczęłam od pochwalenia się nowym nabytkiem, a powinnam opowiedzieć o tej wielkiej podróży. Mianowicie wszystkie centra handlowe ulokowane są na obrzeżach miasta, jak nie poza ich granicami. Do BariBlu dojeżdża specjalny autobus, który kursuje chyba 4 razy w ciągu dnia, a w sobotę ostatni ruszał po 15 a wracał do Bari o 16 więc wybrałyśmy się autobusem, który miał nas wysadzić w pewnym miejscu, z którego trzeba było kawałek dojść. Nie przerażało nas to, więc bez zastanowienia wsiadłyśmy do naszego pullmana nr 12/. Kierowca wysadził nas na...rondzie, co było bardzo zabawnie. Zaczęło się dość (nie)ciekawie. 
Droga wyglądała mniej więcej tak  


 I oto nasze Bari Blu, do którego, żeby dojść, trzeba było jeszcze przejść przez most, na którym jakiś łaskawy kierowca zatrzymał się i nas podwiózł do celu.

Zakupy skończyłyśmy po godz. 19, kiedy było już całkowicie ciemno, żaden autobus nie kursował i padał deszcz a każda z nas(a była nas trójka)miała po trzy reklamówki zakupów (w tym z jedno wielkie pudło z kaloszami). Nic nam nie pozostało, jak łapać stopa na wyjeździe z centrum handlowego.