Rozchodnik zakwitł na Calefati, co oznacza, że najwyższa pora napisać kilka zdań. Chętnie bym codziennie opisywała, co tutaj widzę, jaki jest ten włoski świat, ale niestety 24 godziny to za mało. Czas leci tu nieubłaganie szybko.
I tak nasze piękne, kochane życie zmusza nas do codziennych wyborów i wyrzeczeń. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad faktem ciągłych poświęceń. Myśl ta narodziła się w momencie, kiedy na targu wybierałam warzywa. Zbaczając z tematu, pochwalę się, że znalazłam świetne targowisko z naprawdę tanimi warzywami, a co najważniejsze, to znalazłam tam PORA i BURACZKI. Wbrew pozorom, trudno jest znaleźć we Włoszech włoszczyznę ! Nadal wypatruję oko na korzeń pietruszki i selera. Skoro natka pietruszki i seler naciowy są na każdym kroku, to co się dzieje z ich reszta? No a wracając do wyrzeczeń, to szłam po tym targu i zastanawiałam się co kupić dziś, a co zostawić na następny tydzień. Jeżeli w tym tygodniu jesz kapustę, pomidory, to i to, to marchewkę, cytrynę to i to kupię w następnym. Kupiłam pora, kosztem nutelli.
Wracając do domu, myśl się rozwinęła. Zaczyna się od banalnych przykładów, takich jak powyższy. Ostatnie 10, 100 czy 1000 monet w portfelu, chciałbyś wszystko a możesz tylko jedno. Ostatnie minuty, godziny, dni i wybierasz, czy czytać książkę czy napisać wreszcie nowy post. Najgorsze są wybory takie, które nie dotyczą tylko nas, a mają bezpośredni wpływ na osoby z nami związane. Podstawą związku nie jest zaufanie, lecz poświęcenie.
Te niby niewiele znaczące zakupy na targu, były zwiastunem jednej z najtrudniejszych decyzji, którą trzeba będzie niedługo podjąć. Co z wakacjami? Na pewno trzeba będzie poświęcić coś ważnego, na rzecz czegoś jeszcze (może) ważniejszego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz