Etykiety

wtorek, 18 lutego 2014

Erasmusowska sesja

 Po całym, niemalże beztroskim semestrze, nadszedł wreszcie czas, żeby wyjawić światu prawdę na temat naszej sesji. Obalić lub podtrzymać mity na temat naszych egzaminów.

A więc, czy Erasmusi muszą się uczyć? Czy faktycznie jest nam czego zazdrościć? Tak i nie. Zależy gdzie i na kogo trafisz. Jeżeli chodzi o Bari, to niestety nie mamy zbyt wielu forów podczas zdawania naszych. Dlatego właśnie, po całodziennej walce z angielskimi notatkami, postanowiłam poddać się przyjemniejszemu zajęciu, jakim jest napisanie kilku słów.Powiem Wam, że jesteśmy nawet w trochę gorszej sytuacji, niż Wy. Cały semestr przeleciał nam bez kolokwiów, zaliczeń, testów, seminarek itp. I po tak długiej przerwie, przyszło nam na naukę, w dodatku, który jest w obcym języku. Okres sesji na erasmusie nie jest wcale przyjemniejszy od polskiego okresu egzaminów. Stres spowodowany jest głównie przez to, że nie wiemy na jakiego profesora trafimy. Jeden okaże się empatyczny i współczujący, który widząc nasz stres, pomoże nam przebrnąć przez ten najdziwniejszy w życiu egzamin (ustny! wszystkie egzaminy tutaj mamy ustne, co jest dla mnie nowym doświadczeniem! W Polsce ani razu przyjemność ta mnie jeszcze nie spotkała).

Właśnie zmagam się z trudnościami językowymi. O ile mój angielski jest w miarę przyzwoity, to mój angielski pod pojęciem ekonomicznym, bardzo kuleje. Dla osób z całkiem dobrym, komunikatywnym, wyuczonym podczas szkolnej edukacji angielskim, zaliczenie egzaminów w tym języku, wymagające znajomości niecodziennej terminologii, jest po prostu udręką. Dla studentów z płynnym językiem, zdanie egzaminu też nie jest niczym pewnym. Zdarzają się sytuację, w których profesor potraktuje nas delikatnie, ale są też przypadki, kiedy studenci wracają na swoje uczelnie z niezdanym przedmiotem, co oznacza, z nieuzyskanymi punktami ECTS, które są warunkiem rozliczenia się z tego programu.

W moim przypadku aż tak wielkiej tragedii nie ma bo całe szczęście (lub nie) uczę się po angielsku. Jak moja nauka i wszystkie egzaminy (które były zupełnie różne) wyglądały,napisze po zaliczeniu wszystkich przedmiotów. Na dzień dzisiejszy powiem, że nie zdziwię się, jeśli jutro ostatnie dwa egzaminy, tj. Web Marketing oraz Business Management wcale nie pójdą mi dobrze. Nie chce mi się już czytać w kółko tych ekonomicznych dziwnych pojęć, których nie sposób łatwo zapamiętać, czy zastąpić prostszymi wyrazami. Chciałabym być jutro potraktowana jak prawdziwy erasmus, czyli z wielką przychylnością!
Ale przyznam, że postanawiam poprawę! Przyznaję się do mojego lenistwa, za które bardzo żałuję. Planuję trochę inaczej zadziałać w przyszłym semestrze i mam nadzieję, że chociaż dzięki temu, dostane jutro jakieś "fory".


wtorek, 4 lutego 2014

Zawsze coś kosztem czegoś








Rozchodnik zakwitł na Calefati, co oznacza, że najwyższa pora napisać kilka zdań. Chętnie bym codziennie opisywała, co tutaj widzę, jaki jest ten włoski świat, ale niestety 24 godziny to za mało. Czas leci tu nieubłaganie szybko.

I tak nasze piękne, kochane życie zmusza nas do codziennych wyborów i wyrzeczeń. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad faktem ciągłych poświęceń. Myśl ta narodziła się w momencie, kiedy na targu wybierałam warzywa. Zbaczając z tematu, pochwalę się, że znalazłam świetne targowisko z naprawdę tanimi warzywami, a co najważniejsze, to znalazłam tam PORA i BURACZKI. Wbrew pozorom, trudno jest znaleźć we Włoszech włoszczyznę ! Nadal wypatruję oko na korzeń pietruszki i selera. Skoro natka pietruszki i seler naciowy są na każdym kroku, to co się dzieje z ich reszta? No a wracając do wyrzeczeń, to szłam po tym targu i zastanawiałam się co kupić dziś, a co zostawić na następny tydzień. Jeżeli w tym tygodniu jesz kapustę, pomidory, to i to, to marchewkę, cytrynę to i to kupię w następnym. Kupiłam pora, kosztem nutelli.
Wracając do domu, myśl się rozwinęła. Zaczyna się od banalnych przykładów, takich jak powyższy. Ostatnie 10, 100 czy 1000 monet w portfelu, chciałbyś wszystko a możesz tylko jedno. Ostatnie minuty, godziny, dni i wybierasz, czy czytać książkę czy napisać wreszcie nowy post. Najgorsze są wybory takie, które nie dotyczą tylko nas, a mają bezpośredni wpływ na osoby z nami związane. Podstawą związku nie jest zaufanie, lecz poświęcenie.
Te niby niewiele znaczące zakupy na targu, były zwiastunem jednej z najtrudniejszych decyzji, którą trzeba będzie niedługo podjąć. Co z wakacjami? Na pewno trzeba będzie poświęcić coś ważnego, na rzecz czegoś jeszcze (może) ważniejszego.